W końcu nadszedł ten czas.. Moment, który planowałam od kilku miesięcy i na który musiałam przygotować się psychicznie... Obcięłam włosy! Dla innych to normalne i nie ma nic dziwnego w tym, że idziesz do salonu, siadasz na fotelu i fryzjer kręci się koło Twojej głowy. Dla mnie było to niemałe przeżycie, bo z długością, którą hodowałam przez pewnie 6 lat, trudno było mi się rozstać. Ale zmiany są potrzebne i wczoraj stało się.. poszłam do fryzjera, moje włosy zostały na podłodze, a ja wyszłam całkiem zadowolona. Choć czuję się jak dziecko to wydaje mi się, że taka zmiana wyszła mi na dobre.
Wiem, że po wstępie możecie mnie uznać za świrusa, ale chyba każda "włosomaniaczka" zna ten ból. A poza tym - kontynuując słowa wstępu - obcięłam przecież moją wymarzoną długość, długość do pasa. Zawsze marzyłam o długich, zdrowych włosach.. No właśnie, zdrowych, a nie przesuszonych, zniszczonych i właśnie dlatego zdecydowałam się na ścięcie.
Po wyjściu od fryzjera kupiłam moje dwa, maskowe pewniaki: maskę regenerującą Stapiz i aloes granat z Alterry. Ogólnie mówiąc, mam teraz większą ochotę na eksperymentowanie z pielęgnacją i jakoś więcej energii, chęci - nie ukrywam, że ostatnio włosy były zaniedbane, co widać na powyższym zdjęciu.
Wpis miał na celu podzielenie się moją radością z tego, że pozbyłam się tego, co trzeba było już dawno ściąć. Teraz mam otwartą drogę do zapuszczania ZDROWYCH włosów do pasa ♥ juhu!
Zapraszam do dyskusji: