Paul Mitchell, Marula Oil, Rare Oil Replenishing Shampoo - bardzo przyjemny szampon, który stosowałam na co dzień. Nie zawiera SLS, nie obciążył włosów, nie przesuszył, ba nawet były przyjemniejsze w dotyku i ładnie się układały. Opakowanie z pompką jak najbardziej na plus, choć mam wrażenie, że zużyłam go bardzo szybko. Szkoda tylko, że napisy starły mi się pod prysznicem. Polecam, choć sama nie kupię ponownie ze względu na cenę ( 130 zł/222 ml).
Oh! My Sexy Hair, Hair Mask With Macamadia (super moisturising) - ogromna 650 ml maska nawilżająca do włosów, która zapachem przypominała mi maskę bananową marki Kallos. Zmiękczała włosy, wygładzała, delikatnie nawilżała, ale bez efektu "wow". Idealna do codziennego stosowania. Polecam, być może kupię ponownie.
Tołpa, Whitening Toothpaste - to moja pierwsza pasta marki Tołpa, jakiej używałam. Miała delikatny miętowy zapach, a działaniem nie odbiegała od innych past, które stosowałam. Niestety nie zauważyłam żadnego efektu wybielenia zębów, co zauważalne było w przypadku stosowania mojej ulubionej pasty Colgate Max White. Zwykła, przeciętna pasta. Nie kupię ponownie.
Tołpa, Green Odżywianie, odżywczy żel pod prysznic - w końcu produkt z którym się polubiłam, tak w 100 %. Żel miał kremową, gęstą konsystencję o zapachu kwiatowym. Nie posiadał w składzie SLS, a wygodna tubka umilała używanie. Nie podrażnił skóry, nie spowodował zaczerwienień, swędzenia, a przy tym dobrze oczyścił skórę, zmiękczył. Polecam! Kupię ponownie.
Tołpa, Green Wygładzanie, wygładzający peeling pod prysznic - kolejny produkt, który bardzo polubiłam. To peeling z wieloma, bardzo drobnymi, ale ostrymi drobinkami w formie lekkiego żelu. Miał przepiękny kwiatowy, delikatni męski zapach i również nie zawierał SLS. Pozostawiał delikatny, prawie niewyczuwalny filtr na skórze, ale nie oblepiał. Na pewno kupię ponownie!
Loreal, Volume Million Lashes, So Couture oraz korektor True Match to moi ulubieńcy. Korektor miał średnie krycie, ale nie obciążał mocno skóry, szybko zastygał, choć wciąż był "do ruszenia" pod oczami i zbierał się w załamaniach, gdy nie był od razu przypudrowany. Nie oksydował, ładnie wyglądał pod oczami. Polubiłam się z nim! Maskara to mój wieloletni ulubieniec, na którego mogę liczyć - wygląda naturalnie, wydłuża rzęski, nie skleja i posiada moją ulubioną, silikonową szczoteczkę. Więcej opinii na jego temat znajdziecie >TUTAJ<
DermoFuture, Płyn micelarny do demakijażu twarzy i oczu - powiem Wam z góry, że to mój najgorszy płyn micelarny jaki kiedykolwiek stosowałam. Miałam do niego kilka podejść - pierwsze skończyło się zaczerwienionymi, załzawionymi oczami. Niestety kolejne demakijaże makijażu oczu tym płynem kończyło się wciąż tym samym - podrażnieniem. Nawet moja mama narzekała na to, że podrażnił jej oczy, choć zazwyczaj nie narzeka na żadne produkty do demakijażu. Po rozmowie z Mariolą z bloga Praktycznie kosmetycznie, przyznała, że również nie sprawdził jej się ten produkt i jej oczy reagowały na ten produkt tak samo jak moje.. Przypadek? Przy demakijażu twarzy nie sprawiał problemów i nie podrażnił skóry, jednak jeśli posiadacie wrażliwe oczy to uważajcie na niego.. Nie kupię ponownie.
DermoFuture, Intensywna Kuracja z Nanopeptydami i Komórkami Macierzystymi - to serum, w przeciwieństwie do poprzednika, sprawdziło się bardzo dobrze. Szybko się wchłaniało, miało lekką, żelową konsystencję i delikatnie napinało skórę i ją koiło. Stosowałam go też przed nałożeniem makijażu, a krem i podkład nie rolowały się w jego obecności. Podobno najlepsze rezultaty daje połączone z działaniem rollera. Kupię ponownie - bardzo przyjemny produkt.
Zapraszam do dyskusji: